BLOG

Pozytywne zaskoczenie – Canon EOS M50

Z hasłem bezlusterkowiec kojarzą się głównie cztery marki: Sony, Panasonic, Olympus i Fujifilm. Producentów jest jeszcze przynajmniej kilku, ale to ten kwartet rozdaje karty i zgarnia największe kawałki rynkowego tortu – tak przynajmniej mi się wydaję, obserwując europejską rzeczywistość. Tymczasem daleko stąd, w kolebce tych wszystkich zacnych firm, sytuacja wygląda nieco inaczej. Tam pierwsze skrzypce gra Canon. „Co, Canon!? Ten, który ma w ofercie więcej korpusów, niż obiektywów?! Hahaha” – z trudem, pomiędzy spazmami śmiechu, wycedziłby niejeden poważny fotograf. Tak, właśnie Canon, który to w Japonii sprzedaje ponoć najwięcej bezlusterkowców. Mam nadzieję, że model EOS M50 podsunie mi odpowiedź na pytanie, skąd wziął się ten fenomen.

więcej»

Powyżej oczekiwań – Lumix GX9

Kiedy zaczynałem zabawę w robienie zdjęć w 2006 roku, rynek fotograficzny był prymitywny w porównaniu do obecnego, ale wcale nie mniej interesujący. Wtedy wszystko było dla mnie nowe, ciekawe i – w większości przypadków – daleko poza zasięgiem finansowym. Za pierwsze zarobione pieniądze kupiłem zwykłą małpkę – choć całkiem przyzwoitą, to jednak był to wybór z rozsądku, a serce biło mi mocniej na myśl o dużo bardziej zaawansowanych aparatach. Pamiętam jak dziś, jak nowiutki Lumix L1 patrzył na mnie zza szyby sklepowej gabloty. Był inny niż wszystkie pozostałe lustrzanki… Zwykły zwarty prostopadłościan, bez żadnych wybrzuszeń, wystających uchwytów, z wizjerem po boku. Ledwo co umiałem zrobić poprawnie naświetlone zdjęcie, ale wiedziałem już wtedy, że tak powinien wyglądać mój wymarzony aparat fotograficzny. I dwanaście lat później tak właśnie wygląda Panasonic Lumix GX9.

więcej»

Konfrontacja: Fujifilm X100F vs. X-T20 z XF 23 f/2

Kiedy w ramach jednej marki mamy do wyboru dwa ekwiwalentne produkty, w mózgu potencjalnego klienta często następuje spięcie, przepalają się obwody, a procesy myślowe zapętlają się, uniemożliwiając podjęcie jakiejkolwiek decyzji. Dramat ten dotyka nie tylko nowicjuszy, których przywilejem jest to, że nie muszą się na niczym znać, ale też i starych branżowych wyjadaczy, którzy za punkt honoru stawiają sobie znajomość wszystkiego co najmniej na poziomie eksperckim. Fujifilm ma swój udział w gmatwaniu tego typu wyborów, a to za sprawą dwóch rozwiązań, z jednej strony bardzo odmiennych, choć w gruncie rzeczy niezmiernie podobnych, które powinny zaciekawić nie tylko „ulicznika”, ale też każdego, kto ceni sobie prostotę fotografowania przy użyciu jednej ogniskowej. A ja, w ramach misji ratowania świata przed nieznośnymi dylematami zakupowymi, sprawdziłem, który z tytułowych aparatów jest lepszy.

więcej»

Mniej masz, mniej dźwigasz

Fotograficzne gadżeciarstwo nie kończy się na kolekcjonowaniu aparatów i obiektywów, oj nie. Prawdziwy fotokolekcjoner, bez reszty oddany swojej pasji, musi mieć jeszcze w swoim arsenale pasek ze sznurka za sto dolców, skórzany pokrowiec za kolejną stówkę, przynajmniej ze dwa koniecznie karbonowe statywy, filtry, lampy błyskowe, worek baterii, kabli i ładowarek. Lista tak naprawdę nie ma końca – można się uzbroić po zęby. Tylko w czym te wszystkie klamoty potem nosić? No przecież wiadomo, że w torbie lub plecaku. Tyle tylko, że tych toreb i plecaków wszelkiej maści taki amator fotografii potrafi kupić i z dziesięć, każdy na inną okazję. I oczywiście każdy jest absolutnie niezbędny!

więcej»

Mocne trio: XF 23, 35 i 50 f/2 WR

Podobno w całym tym sprzęcie fotograficznym najważniejszą rolę grają szkła. Niektórzy mówią, że pomijając czynnik ludzki, to właśnie od obiektywu, a nie aparatu, w główniej mierze zależy to, jakie wyjdzie zdjęcie. Hmm, ciekawe… Czy, na przykład, kucharze też snują miedzy sobą rozważania, od czego bardziej zależy smak ciasta: od wałka czy może foremki? Cóż, nadmierne przywiązywanie uwagi do kwestii technikaliów to zapewne przypadłość nie tylko pasjonatów fotografii, ale u nas jest ono zjawiskiem wręcz powszechnym. Nie oszczędziło i mnie, bo mimo iż mam czym robić zdjęcia, to i tak zastanawiam się ciągle, jakich obiektywów tak naprawdę potrzebuję, żeby upiec tego mojego fotograficznego zakalca jeszcze lepiej, tak jak chcę. Przerabiałem już różne kombinacje, ale z żadnej nie byłem w pełni zadowolony. Gdy więc pojawiła się możliwość wypróbowania najnowszych stałek Fuji, dorwałem je w swoje ręce i zgotowałem im test prawdziwy chrzest bojowy.

więcej»

Rasowy kieszonkowiec – Canon G7X II

Niedawno wspominałem o tym, jak telefony komórkowe rujnują rynek fotograficzny, w szczególności rynek aparatów kompaktowych. Po chwili refleksji doszedłem do wniosku, że jednak trochę się zagalopowałem. Może lepiej niech sprzedażą zajmie się jakiś analityk rynkowy, a nie pierwszy z brzegu mądrala, który zna się na wszystkim najlepiej. No bo co mnie obchodzi, ile czego się sprzedaje? Moim zmartwieniem powinno być tylko to, aby zrobić zdjęcia, których nie będę wstydził się pokazać. A że lubię czasem wyjść ze swojej strefy komfortu i dla urozmaicenia użyć nieco prostszego i mniej oczywistego narzędzia, toteż w ostatnim czasie postanowiłem używać takiego właśnie kieszonkowego kompakta. I przekonałem się, że ten gatunek potrafi się całkiem nieźle bronić przed wymarciem.

więcej»

Minimalizm

Właściwie to powinienem poprzestać jedynie na samym tytule, pozostawiając całą stronę pustą, bez żadnych zdjęć ani tekstu. Tak, to by oddało istotę sprawy w sposób doskonały, a przy tym jakże pomysłowy i zaskakujący. Ale, jak na ironię, to właśnie teraz mam coś do powiedzenia napisania i pokazania, więc jakoś będę musiał obejść ten minimalizm. Od pewnego czasu obserwuję bowiem pewną wewnętrzną zmianę, która dopiero pełza w ślimaczym tempie, ale już zaczyna nieśmiało oddziaływać na moje postrzeganie rzeczywistości. Zacząłem zauważać nadmiar, przerost, nadużycie… I coś mnie w nich wkurza. Coraz częściej poszukuję prostoty, szczególnie w fotografii.

więcej»

Fotografia w ruinie

Jednym z najczęściej powtarzanych banałów, jakie można usłyszeć na temat fotografii, jest to, że najlepszy aparat to ten, który akurat mamy przy sobie. Ja przewrotnie powtarzam, że najlepszy aparat to ten, który zostawiliśmy w domu, bo to zwykle ten największy i najcięższy, którego nie chce nam się ze sobą dźwigać. Paradoksalnie oba te twierdzenia są prawdziwe. Do niedawna, jeszcze kilka lat temu, należało się zaopatrzyć w mały kompaktowy aparat i mieć go zawsze pod ręką, by móc spontanicznie fotografować w każdych okolicznościach, w jakich tylko przyszło nam się znaleźć. Dziś aparat, który mamy zawsze przy sobie, wygląda nieco inaczej.

więcej»

O co chodzi z DR100, DR200 i DR400?

Menu każdego aparatu kryje niezliczone tajemnice, do zgłębienia których czasem nie wystarcza nawet najbardziej wnikliwe przestudiowanie instrukcji obsługi. Opisuje ona dokładnie zawartość menu, ale rzadko kiedy wyjaśnia, co poszczególne ustawienia znaczą i czym się między sobą różnią, szczególnie jeśli wybiegamy poza absolutne podstawy użytkowania aparatu. A diabeł tkwi w szczegółach, od których zależeć może, czy zdjęcie nadawać się będzie wyłącznie do kosza na śmieci, czy też stanie się całkiem udaną i przyzwoitą technicznie fotografią. Tak właśnie jest z ustawieniami trybu DR w bezlusterkowcach Fujifilm, które totalnie zmieniły mój sposób fotografowania, zdecydowanie poprawiły komfort użytkowania aparatu i zaoszczędziły mnóstwo czasu, jaki kosztowała mnie obróbka zdjęć. Zrozumienie zasady ich działania nie było jednak łatwe.
więcej»

Pierwsze śliwki robaczywki

W tym roku minie okrągłe dziesięć lat od zakupu mojego pierwszego aparatu cyfrowego, za pieniądze uciułane z kilku pierwszych wypłat – zaraz po tym, jak dorobiłem się komputera i internetu w domu. Tak, to były te czasy, kiedy po przeprowadzce na studia do innego miasta przez długi czas chodziłem do kafejek internetowych, żeby sprawdzić pocztę i przy okazji wydrukować ściągi. Dziś to byłoby nie do pomyślenia, aby młody gołąbek wyleciał z rodzinnego gniazdka bez smartfona, laptopa, tabletu itp. Wiele się zmieniło… Moje zdjęcia też już nie wyglądają tak, jak wtedy, ale czasem wracam do nich z sentymentem. Zapraszam na wycieczkę w przeszłość!

więcej»