26
2015Hrvatska vizija

Yugo – ciepły i wilgotny wiatr wiejący z południa wzdłuż wschodniego wybrzeża Adriatyku. Przynosi pogorszenie pogody, o czym przekonałem się na własnej skórze, wychodząc przed 5 rano z domu na „polowanie” na wschód słońca. „Dobro, dobro” – a tak dzień wcześniej skwitował prognozę pogody Chorwat, u którego jedliśmy kolację. Jego entuzjazm był nieco przesadzony… Gdybyś ktoś zastanawiał się, jak wygląda zdjęcie z aparatu ustawionego na statywie, który wiatr zdmuchnął w chwili naświetlania zdjęcia, to powyżej jest tego przykład. Wiem, obrazek nadaje się do kosza, ale mimo to przeglądając zdjęcia z urlopu ciągle do niego wracałem. Ma w sobie coś mocnego, podoba mi się. Cóż, nie zawsze wszystko wychodzi tak, jak tego chcemy. Czasem wychodzi lepiej…
Nie chcę pisać pamiętnika z wakacji, których jest w sieci mnóstwo, a pewnie i każdy hektar chorwackiej wyspy Vis został już wcześniej podeptany przed tysiące par stóp uwięzionych w skarpetach i sandałach oraz opisany na wszystkie możliwe sposoby. Mając to na uwadze nie pofatygowałem się nawet za bardzo, aby zgłębić wiedzę na temat tego urokliwego miejsca, spędzając czas głównie na fotografowaniu, włóczeniu się wte i wewte i smażeniu się na słońcu. Potrzebuję jednak jakiegoś tekstu, który wypełniłbym odstępy między zdjęciami, stąd ta nie do końca przemyślana paplanina. Z drugiej strony całkiem miło raz na jakiś czas pisać o pierdołach, które zrozumie każdy, zamiast o aparatach, których recenzje strawić może jedynie fotograficzny geek.
Ten materiał nie jest reportażem, nie stanowi spójnego ciągu obrazów ani nie opowiada żadnej historii. To tylko garść przypadkowych zdjęć i to nawet nie do końca typowo urlopowych – bez selfików pod palmą, bez plażingu, bez fotek pamiątek, drinków z parasolką itp. Unikałem takich kadrów, wiedząc doskonale, że nie nadawałyby się one do niczego więcej, jak tylko do wrzucenia na Facebooka. Ciągnęło mnie za to do chorwackich uliczek, promieni słońca przebijających się między budynkami, późnych wieczorów i wczesnych ranków, kiedy miasto pustoszało. Stare nawyki zabrałem ze sobą, udało mi się je przemycić na granicy.
Pewnych rzeczy nie dostrzega się na co dzień, gdy człowiek wpada w rutynę pracy i własnych spraw. Dobrze jest się czasem od nich oderwać i odpocząć, naładować akumulatory, zresetować się. To banał, wszyscy o tym wiedzą, ale prawdziwe przekonanie o tym przychodzi dopiero wówczas, gdy się tego doświadczy. Polecam każdemu!