Nie chce mi się…

Ostatni dzień miesiąca skłonił mnie do głębokich rozważań nad złożonością problemu przemijania. Jak tylko uzmysłowiłem sobie, że pierwszy kwartał tego roku upłynął mi pod hasłem „Nie chce mi się”, zadrżałem zlękniony i zniesmaczony swą obrzydliwą postawą zapragnąłem, by Wena wróciła i odmieniła oblicze bloga, tego bloga. Od poprzedniego posta minęło już… ojej! No cóż, nie ma nic bardziej ludzkiego, jak mieć wszystko w dupie. Prędzej czy później dopadnie to każdego, a niektórych jak raz dopadnie, to już nie odpuszcza. Mi właśnie odpuściło, toteż oświadczam wszech i wobec: och, jak mi się chce!


Drobną przeszkodą w tym wszystkim jest fakt, że chęci nie zawsze idą w parze z możliwościami. Nie, nie, to nie tak! Na szczęście czas nie płynie aż tak szybko, ku uciesze sił natury. Chodzi o możliwości, nazwijmy to, intelektualne. No bo żeby chcieć pisać bloga, to jeszcze trzeba mieć o czym. Nie będę więc owijał w bawełnę, nie dowiesz się z tego postu niczego mądrego. Odejdź więc już teraz, jeśli spodziewałeś czegoś innego – nie chciałbym pozostawić zadry niespełnionych oczekiwaniach w Twym złamanym sercu. Pocieszające w tym wszystkim jest to, że jak się czegoś nie da zrobić, to wystarczy znaleźć człowieka, który nie wie, że się nie da. Taki po prostu przyjdzie i zrobi… Gdybym rzeczywiście sądził, że nie można pisać, gdy nie ma się nic do przekazania, to poległbym już na maturze. Oczywiście, że można!



Słowa są tu jednak jedynie wypełniaczem, żeby nie powiedzieć zapychaczem. To taka zapchajdziura bez większego znaczenia, potrzebna jedynie dla utrzymania pewnej konwencji. Wszak nadałem temu cudu na patyku dumną nazwę „fotoblog”, toteż oprócz zdjęć wypadałoby zamieścić tu też trochę tekstu, najlepiej zawierającego zdania wielokrotnie złożone i parę akapitów. I w tym miejscu chciałem zaznaczyć, że lenistwo dopadło mnie jedynie w dziedzinie piśmiennictwa (czyt. grafomaństwa), ale w żadnym razie fotografowania! Wypadałoby więc pochwalić się przynajmniej kilkoma zdjęciami z ostatnich dwóch czy trzech miesięcy, a żeby nie było, że się nie postarałem, okrasić je jeszcze jakimś bzdetem literackim, co niniejszym czynię.


No proszę, tak się rozpisałem, a tu już kończyć trzeba. Szkoda, bo miałem tak wiele do przekazania, a klawiatura z pewnością przyjęłaby to z cierpliwością godną micha. Gdybym chociaż jeszcze jeden akapit dało się stworzyć, żeby wrzucić ze dwie fotki więcej. No ale trudno, może innym razem, za pół roku…