20
2013Nowe rodzi się w bólach…

Co prawda za oknami zaspy śniegu niemal po kolana, ale kalendarza nie da się oszukać (chociaż wiele kobiet próbuje) – dzisiaj pierwszy dzień wiosny! A wiosna przynosi co? Nie, nie alergię… Zmiany! Przynosi nowe… Coś o nadejściu nowego słyszałem w Nowy Rok, a nic się wtedy nie zmieniło, ale tym razem zmiana jest tak oczywista, że nie sposób jej nie zauważyć. No dobra, ale gdzie ona jest? Jest właśnie tutaj, patrzysz na nią.
Podobno to, co dobre i wartościowe, rodzi się w bólach. Cóż, moja cała filozofia łatwego życia opiera się na tym, że powyższe twierdzenie jest kompletnie fałszywe. Albert Einstein powiedział, że wszystko powinno być tak proste, jak to tylko możliwe (byle nie bardziej), a ja mu wierzę. Wielu ludzi uwielbia marnować mnóstwo zasobów i energii, by uzyskać jakiś drobny efekt. Myślą wtedy, że skoro kosztował on ich tak wiele, to jest wyjątkowy. Nie będę odbierał im tego złudzenia, ale wyznam szczerze, że mnie najbardziej cieszą rzeczy, które przychodzą łatwo i przyjemnie. Lubię proste rozwiązania, które nie wymagają walki z prawami fizyki i zdrowym rozsądkiem. Wiem, co mówię…
Widzisz ten obrazek powyżej? Prawdopodobieństwo tego, że wpisywałeś wczoraj adres mojej strony do swojej przeglądarki jest zbliżone do prawdopodobieństwa trafienia szóstki w totka. Niemniej jednak jeśli byłeś tutaj ostatniego dnia zimy, widziałeś właśnie coś takiego – szary słup i druty. Tak właśnie wyglądała strona, która wisiała tu przez cztery ostatnie lata. Stworzyłem ją sam, własnymi ręcyma, spędzając wiele bezsennych nocy na studiowaniu podstaw języka HTML (jeśli nie wiesz, co to takiego, prawdopodobnie jesteś normalny). Stopień zaawansowania tego „genialnego” projektu odpowiadał pewnie poziomowi trudności klasówki z informatyki w gimnazjum, ale wydawało mi się wtedy, że stworzyłem dzieło. Czułem się jak Michał Anioł. Otrzeźwienie przyszło po czasie, gdy zdałem sobie sprawę, że zmarnowałem tyle czasu i energii na stworzenie, co tu dużo mówić, zwyczajnego bubla. W ten oto sposób poczucie dumy stopniowo ustępowało miejsca poczuciu wstydu.
W końcu jednak dyskomfort spowodowany koniecznością patrzenia co jakiś czas na tamtą stronę i, co gorsze, pokazywania jej innym ludziom, wzbudził we mnie potrzebę zmian. Wziąłem więc sprawy we własne ręce i rozpocząłem pracę nad nowy tworem, który po wielu miesiącach zmagań okazał się być co najwyżej potworem. Nie zobaczysz go nigdy (no chyba, że jesteś jedną z nielicznych osób, która nie miała tyle szczęścia), więc możesz spać spokojnie. W każdym razie po raz kolejny porwałem się z motyką na Słońce, angażując w to swoje wszystkie siły witalne i osiągając efekt warty rozpaczy. Zniechęcony tym wszystkim, nie dalej jak miesiąc temu, poszedłem jednak po rozum do głowy i zrobiłem najlepszą rzecz, jaką można było zrobić – oddałem sprawę w cudze ręce. Może nie całkowicie, ale w znacznej mierze. I co wyszło? Ano to, co widać. Fajne, nie?
Oprócz strony graficznej zmieniła się przede wszystkim zawartość. Obrzydzony swoją starą stroną od ponad roku nie zamieszczałem na niej żadnych nowych zdjęć, a był to chyba najbardziej płodny okres dla mnie – fotograficznie, rzecz jasna. Uzupełnienie tych braków było pierwszą rzeczą, za którą się zabrałem i chociaż nie ma tu jeszcze wszystkiego, to jest już na czym oko zawiesić… A w najbliższym czasie zdjęć będzie przybywać. A druga rzecz, to blog, czyli coś, do czego przymierzałem się od bardzo dawna. Lubię pisać, chyba nawet nie mniej, niż fotografować. Teraz mam miejsce, w którym mogę się wyżyć. Oby tylko zapał nie minął tak jak zwykle…
I już na sam koniec wspomnę jeszcze tylko, że nie wszystko tu działa jak należy. Ale będzie działać, obiecuję. W ogóle nie miałem w planach startować z tą stroną już dzisiaj, bo potrzebuję jeszcze przynajmniej paru dni, aby dopiąć wszystko na ostatni guzik. Ale te pierwszy dzień wiosny jest tak kuszący…