O co chodzi z DR100, DR200 i DR400?

Menu każdego aparatu kryje niezliczone tajemnice, do zgłębienia których czasem nie wystarcza nawet najbardziej wnikliwe przestudiowanie instrukcji obsługi. Opisuje ona dokładnie zawartość menu, ale rzadko kiedy wyjaśnia, co poszczególne ustawienia znaczą i czym się między sobą różnią, szczególnie jeśli wybiegamy poza absolutne podstawy użytkowania aparatu. A diabeł tkwi w szczegółach, od których zależeć może, czy zdjęcie nadawać się będzie wyłącznie do kosza na śmieci, czy też stanie się całkiem udaną i przyzwoitą technicznie fotografią. Tak właśnie jest z ustawieniami trybu DR w bezlusterkowcach Fujifilm, które totalnie zmieniły mój sposób fotografowania, zdecydowanie poprawiły komfort użytkowania aparatu i zaoszczędziły mnóstwo czasu, jaki kosztowała mnie obróbka zdjęć. Zrozumienie zasady ich działania nie było jednak łatwe.

Nie tylko ja miałem trudność z przyswojeniem sobie, co to właściwie jest ten DR. Praktycznie co kilka tygodni albo napotykam na dyskusje w sieci, w których to użytkownicy aparatów Fuji próbują zmierzyć się z tym tematem, albo ktoś zwraca się bezpośrednio do mnie z prośbą o wyjaśnienie zasady działania tego trybu. Sam jestem sobie winien, bo nie raz zachwalałem to ustrojstwo w swoich recenzjach, więc prędzej czy później ktoś musiał mnie wywołać do tablicy. To miło, że mogę komuś pomóc, ale jako że moje zdolności dydaktyczne pozostawiają wiele do życzenia, to próby dzielenia się wiedzą w tym temacie zawsze wypadały dość niezdarnie i nie jestem pewien, czy do końca skutecznie. Postanowiłem więc odrobić pracę domową i raz na zawsze odczarować ten zaklęty ficzer, przygotowują tenże „krótki” instruktaż. Jeśli nie używasz sprzętu marki Fujifilm ani nie interesujesz się technicznymi aspektami fotografowania, czyli prawdopodobnie prowadzisz szczęśliwe i wolne od zbędnych trosk życie, uciekaj stąd czym prędzej – szkoda majówki! (no chyba, że jesteś wegetarianinem i nikt nie zaprosił cię na grilla). W przeciwnym zaś razie przyjrzyj się uważnie temu zdjęciu:

JPEG | ISO200 | f/11 | 1/30 s | DR100 | Highlight Tone -2 | Shadow Tone 0

Wygląda znajomo, co? Nie, nie chodzi o nudne i krzywe ujęcie poznańskiej katedry, wykonane spod mostu o najgorszej możliwej porze dnia. Próbowałem znaleźć możliwie najtrudniejsze warunki, jakie miałem pod ręką, nie dbając o walory artystyczne zdjęcia. Chodzi o biały placek na niebie i czarną dziurę w miejscu, które jest zacienione. Podobny efekt widać na co drugim zdjęciu autorstwa przeciętnego niedzielnego pstrykacza fejsbukowego (ajfonus pospolitus). I wcale nie trzeba się starać, żeby tak spartolić robotę – aparat robi to sam, bo inaczej nie portafi. Ja przy tym zdjęciu też nic nie majstrowałem – takie po prostu wyszło. Niestety ze względu na mocno ograniczoną dynamikę tonalną (DR) w JPEGach, takie gnioty to chleb powszedni każdego amatora fotografii. Kiedy fotografujemy pod światło, a w kadrze mamy jednocześnie elementy znajdujące się w głębokim cieniu, wówczas albo jasne partie będą przepalone, albo ciemne mocno niedoświetlone (a zazwyczaj i jedno, i drugie). Producenci próbują to jakoś obejść, ale miałem do czynienia z kilkoma ich wynalazkami i wiem, że ich skuteczność jest znikoma. Dysponując RAWem jest szansa, uda się go uratować w postprodukcji, ale nawet w surowiźnie zapas informacji w światłach jest nędzny, więc na cuda nie ma co liczyć. Cienie można rozjaśnić w całkiem sporym zakresie, ale jeśli chodzi o światła, to uda się uratować jedynie niewielki przepał, a nie tak doszczętnie wyjarane niebo. I choć są takie patenty, jak naświetlanie do najjaśniejszego punktu w kadrze i ciągnięcie cieni w RAWie bądź dłubanie w HDRach, to każda z tych metod wiąże się z pewnymi upierdliwymi niedogodnościami: trzeba wiedzieć jak, trzeba chcieć, trzeba przed każdym zdjęciem o tym myśleć i trzeba ślęczeć przy komputerze. A gdyby dało się tak tylko wycelować i pstryknąć, a aparat sam poradziłby sobie z tym problem i wygenerował przyzwoitego JPEGa, przy którym nie trzeba odprawiać żadnych czarów… O, na przykład takiego:

JPEG | ISO800 | f/11 | 1/125 s | DR400 | Highlight Tone -2 | Shadow Tone -2

Żaden problem, Fujifilm to potrafi. To jest właśnie JPEG prostu z puszki, wykonany w trybie DR400. Do ideału wciąż mu trochę brakuje, ale najważniejsze, że światła zostały w pełni zachowane (cienie delikatnie rozjaśniła funkcja Shadow Tone ustawiona na wartość -2, ale o niej napiszę nieco później). Obraz jest w czytelny i ewentualnie można by go jeszcze tylko przesłać bezprzewodowo do smartfona i podkręcić odrobinę w Snapseedzie, co powinno zająć nie więcej, niż minutę i kilka pacnięć palcem w ekran. Mimo, że JPEG jest obrazem mocno skompresowanym, ograniczając zakres jego obróbki bez widocznej utraty jakości, to wciąż posiada on wystarczający zapas informacji, umożliwiający wprowadzenie niewielkich korekt. Efekty powinny być zadowalające, jeśli tylko nie zamierzamy publikować zdjęcia na okładce National Geographic, co w tym przypadku mi na pewno nie grozi. Jeśli stanę kiedykolwiek przed takim problemem, poproszę o radę jakiegoś „znafcę” z Internetu. A tymczasem smartfon poradził sobie chyba nie najgorzej:

JPEG przemielony przez Snapseeda | reszta jak wyżej

No dobra, ale abstrahując już od obróbki zdjęcia na telefonie, to co tu się właściwie zadziało, że aparat wykonał zdjęcie o w miarę poprawnej ekspozycji w takich warunkach, w których wydawałoby się, że to niemożliwe? Najpierw trochę teorii… Wspomniałem już, że jedną z metod radzenia sobie z ograniczonym zakresem DR jest naświetlanie zdjęcia tak, aby najjaśniejsze partie kadru zmieściły się w histogramie, licząc się z tym, że cała reszta kadru pogrążona będzie w odmętach ciemności. Następnie rozjaśnia się takie zdjęcie na komputerze, korzystając ze sporego zapasu informacji w cieniach, jakim dysponuje plik RAW i pilnując przy tym krzywej w światłach, coby nie doprowadzić do nadmiernego odcięcia bieli. W najbardziej prymitywnej formie sprowadza się to do machnięcia suwakiem Shadows w Lightroomie, aż do oporu. Niestety najczęściej to nie wystarczy, bo przecież nie tylko cienie są niedoświetlone, ale też i półtony. Suwakiem cieni można się bawić, gdy zdjęcie ma poprawną ekspozycję, a w tym przypadku lepiej jest rozjaśnić cały kadr równomiernie, zaś powstały w ten sposób przepał zniwelować suwakiem Highlights i/lub manipulacją krzywą.

RAW | ISO200 | f/11 | 1/125 s | DR100

RAW przemielony przez LR, cienie na maksa | reszta jak wyżej

RAW jeszcze bardziej przemielony przez LR, ekspozycja +2 EV, światła -100, trochę zabawy krzywą, clarity itp. | reszta jak wyżej

I właśnie w ten sposób działa funkcja DR w aparatach Fujifilm, tyle że automatycznie, gwarantując podobny rezultat od razu w pliku JPEG. Oczywiście efekt jest dużo bardziej subtelny, niż ten widoczny na powyższym przykładzie, co zauważymy porównując go do drugiego zdjęcia zamieszczonego w tym tekście, no ale to już wynika z algorytmów producenta z jednej strony, a z drugiej strony z trochę przesadzonej obróbki, jaką zastosowałem dla uwypuklenia zasady działania. Zdjęcie prosto z puszki jest mniej kontrastowe, szczególnie jeśli chodzi o kontrast tonalny i strukturę, co jest zrozumiałe, gdyż silnik JPEG skalibrowany jest tak, aby jakość obrazu była poprawna w każdej możliwej sytuacji. Szarża z kontrastem i clarity jest czasem fajna na zdjęciach krajobrazowych czy architektury, ale już niekoniecznie na portretowych, stąd efekt końcowy musi być zrównoważony.

W menu znajdziemy cztery tryby pracy tej funkcji: DR100, DR200, DR400 i Auto. Różnią się one stopniem zwiększenia zakresu tonalnego, a liczby te można sobie przełożyć na procenty. Stąd w pierwszym trybie mamy do dyspozycji 100% dostępnego DR dla typowego pliku JPEG, czyli de facto jest to standardowy tryb bez żadnego dodatkowego rozszerzenia. Zakres zwiększa się więc dopiero po włączeniu kolejnych trybów – analogicznie 200% i 400% standardowego DR. W trybie Auto aparat sam decyduje, które z tych rozszerzeń wybrać, przy czym najczęściej zatrzymuje się na DR200, co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe. Im wyższa liczba, tym lepszy efekt końcowy uzyskamy, więc jeśli już korzystamy z tego dobrodziejstwa, to nie ma co sobie żałować. Co to znaczy, że na zdjęciu rejestrujemy 200% lub 400% DR? Aparat automatycznie niedoświetla zdjęcie o 1EV lub 2EV, czyli o dwukrotność i czterokrotność wartości ekspozycji. Tego niedoświetlenia nie widzimy, bowiem korekta programowa wprowadzana jest automatycznie. Zdradzić je mogą jedynie parametry ekspozycji.

Dużo zamieszania wywołuje fakt, że minimalna dostępna czułość w trybie DR200 wynosi ISO400, a w DR400 ISO800, podczas gdy bazowa czułość aparatu to ISO200 w większości aparatów Fujifilm. Gdyby jednak taki sam efekt próbować uzyskać ręcznie na bazowej czułości, to i tak w procesie obróbki zdjęcia zwiększylibyśmy programowo jego czułość, bo przecież rozjaśniamy obraz. Rozjaśniając go o 1EV uzyskalibyśmy odpowiednik ISO400, a o 2EV ekspozycja odpowiadałaby zdjęciu wykonanemu na ISO800. Ostatni z zamieszczonych wyżej przykładów pokazuje właśnie to zjawisko, gdzie ze zdjęcia wykonanego na ISO200 uzyskałem tak naprawdę ISO800. Aparat po prostu podaje nam już przeliczoną czułość, bo przecież efekt widzimy na zdjęciu od razu, w związku z czym parametry ekspozycji również od razu wyświetlane są poprawnie. Oczywiście jeśli chcemy ustawić sobie ręcznie czułość ISO200, to oczywiście możemy to zrobić, jednak wtedy aparat przełączy się w tryb DR100, czyli rozszerzenie zakresu DR będzie niedostępne. Parametry Highlight Tone i Shadow Tone też potrafią namieszać w głowie, bowiem i one wpływają na zakres tonalny, jednak w bardzo znikomym stopniu. Dzięki nim można sobie ustawić, czy światła i cienie mają być odrobinę jaśniejsze czy ciemniejsze, ale zakres regulacji jest kosmetyczny. W przypadku rozjaśnienia cieni różnicę można zaobserwować między pierwszym a drugim zdjęciem mostu, natomiast różnicę w światłach przedstawiam poniżej. Zdjęcie intencjonalnie prześwietliłem, aby pokazać, że Highlight Tone potrafi nieznacznie przygasić zbyt jasne obszary kadru, pod warunkiem, że są nieprzepalone. Tam, gdzie informacje w światłach zostały bezpowrotnie utracone, ta funkcja niewiele zmieni.

JPEG | ISO200 | f/16 | 1/10 s | DR100 | Highlight Tone 0 | Shadow Tone 0

JPEG | ISO200 | f/16 | 1/10 s | DR100 | Highlight Tone -2 | Shadow Tone 0

Jakby zamieszania było mało, aparaty systemu X umożliwiają też programowe zmniejszenie lub zwiększenie ekspozycji zdjęcia już po fakcie, o ile jest ono zapisane w trybie RAW lub RAW+JPEG. W menu opcja ta figuruje pod idiotyczną nazwą ZWIĘK/ZMNIEJ CZUŁOŚ (pisownia oryginalna) i pojawia się, gdy w podglądzie zdjęcia wciśniemy przycisk Q. Niestety zmniejszenie ekspozycji możliwe jest maksymalnie o jedną działkę i nie uratuje nam przepałów, a jedynie przyciemni nieco obraz. Czasem można to wykorzystać, jeśli zdjęcie jest zbyt jasne, ale wciąż mieści się w histogramie, co rzecz jasna nie ma zastosowania w omawianym przykładzie:

JPEG | ISO200 | f/16 | 1/10 s | DR100 | Highlight Tone -2 | Shadow Tone 0 | programowa zmiana czułości w aparacie -1EV

A co by było, gdyby wykonać takie zdjęcie jeszcze raz, prześwietlić je o taką samą wartość względem wskazań światłomierza, również przygasić światła i ekspozycję w aparacie, ale zamiast DR100 użyć DR400? Oczywiście nie omieszkałem sprawdzić i choć spodziewałem się dużo lepszych rezultatów, to efekt przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Mając włączony DR400 trzeba się naprawdę mocno postarać, aby prześwietlić zdjęcie:

JPEG | ISO800 | f/16 | 1/40 s | DR400 | Highlight Tone -2 | Shadow Tone 0 | programowa zmiana czułości w aparacie -1EV

Wykorzystanie trybu DR400 wiąże się z ograniczeniem minimalnej czułości do ISO800, a więc zdjęcie powinno być bardziej zaszumione, niż na ISO200. Teoretycznie tak powinno być, ale wzrost zaszumienia jest tak mały, że zalety tego rozwiązania znacznie przewyższają jego wady. Tym bardziej, że dzisiaj porządne aparaty w zasadzie nie szumią na ISO800. Zdaje się też, że X-T10 delikatnie zwiększa poziom odszumiania przy DR400, co widać na poniższym porównaniu cropów 1:1. Obaw fragmenty obrazu powstały przy ustawieniu Shadow Tone -2, które dodatkowo podbija szum, więc działa to jeszcze bardziej na ich niekorzyść. Efekt jest taki, że właściwie nie ma o czym dyskutować…

JPEG | z lewej ISO200 i DR100, z prawej ISO800 i DR400 | Shadow Tone -2

Tryby rozszerzonego DR wpływają zarówno na JPEGi, co widać, ale też i na RAWy, o czym wielu użytkowników nie wie, a czasem wręcz przekonani są, że jest zupełnie inaczej. Aparat nie robi przecież dwóch zdjęć pod rząd o różnych ekspozycjach osobno dla JPEGa i RAWa. Zawsze jest to jedna ekspozycja, zatem jeśli ustawimy DR400, to w surowym pliku również mamy do dyspozycji większy zapas informacji w światłach. Lightroom nie wykorzysta tych informacji automatycznie, bo nie potrafi, ale wystarczy jedno pociągnięcie suwakiem Highlights i krzywymi, aby odkryć ogrom możliwości, jakie w takim pliku drzemią. Ze względu na charakterystykę nieskompresowanego formatu, jak i możliwości oprogramowania, przy DR400 można czynić w RAWie cuda. Mały przykład:

RAW z Lightrooma | ISO200 | f/16 | 1/30 s | DR100 | ekspozycja -1, światła -100, cienie +100, clarity, krzywa, saturacja itp.

RAW z Lightrooma | ISO800 | f/16 | 1/125 s | DR400 | reszta jak wyżej

Podsumowując, zalety korzystania z rozszerzonych trybów DR są widoczne gołym okiem, szczególnie w odniesieniu do DR400. Osobiście nie dostrzegam żadnych wad tego rozwiązania. Nawet jeśli obawiamy się, że zabraknie nam dostępnych czasów migawki np. w słoneczny dzień przy szeroko otwartej przysłonie, kiedy aparat będzie ograniczony do ISO800, to na ratunek przychodzi migawka elektroniczna do 1/32000 s. Gdyby jednak okazało się, że i to nie wystarczy albo jeśli z jakichś powodów decydujemy się na użycie wyłącznie migawki mechanicznej, to aparat i tak automatycznie wyłączy funkcję rozszerzenia DR i powróci do DR100 za każdym razem, gdy tylko dostępne parametry ekspozycji okażą się niewystarczające do poprawnej rejestracji zdjęcia. Ja mam na stałe włączony DR400 i w codziennym fotografowaniu w ogóle o tym nie myślę. I nie pamiętam już kiedy ostatnim razem zrobiłem zdjęcie, które nadawałoby się do usunięcia ze względu na prześwietlenie. Robienie zdjęć stało się dzięki temu dużo prostsze i przyjemniejsze, a zamiast przy komputerze, więcej czasu spędzam z aparatem w ręku.