02
2016Pomroczność jasna

Nadeszła wiosna, czego dobitnym dowodem są sznury ludzi, naręczami wynoszące węgiel na grilla z osiedlowej Biedronki. Po zimie pozostało już tylko wspomnienie, z czego cieszą chyba wszyscy, może za wyjątkiem narciarzy i alergików. Ja też nie mam za czym płakać, choć za jedną rzeczą na pewno będę trochę tęsknił, przynajmniej do jesieni. Mrok… Jasny gwint, jak ja bym chciał, żeby dłużej było ciemno!
Mój związek z nocą jest dość burzliwy, żeby nie powiedzieć toksyczny. Kilka miesięcy życia przypominającego przedłużającą się szychtę w kopalni, kiedy światło słoneczne (o ile w ogóle przebiło się ono przez ołowianą warstwę chmur) widywałem tylko przez krótki moment z okien biura, potrafi dać się we znaki. Odczułem to na własnej skórze, jednak cały kwiecień poświęcony na regenerację sił witalnych pozwolił mi już niemal zapomnieć, jak mocno potrafi sponiewierać ta smutna i słusznie miniona pora roku. I właśnie teraz ogarnia mnie chyba pomroczność jasna, bo zaczynam sobie myśleć, że jednak fajne były te ponure ciemności wylewające się za oknami już w porze obiadowej.
Noc to żywioł, w którym czuję się dobrze, jeśli chodzi o moje fotograficzne dokonania. Na szczęście nie jest ona jedynie domeną zimy, choć znacznie różni się ona w zależności od pory roku. Latem potrafi tętnić życiem, pełna ludzi i dynamiki. Zimą zaś straszy posępnymi postaciami, które czy to deszcz, czy plucha, czy szaruga (hmm, a czy to przypadkiem nie to samo?), opuszczają swoje kombinaty i pełzną ulicami pozbawieni wigoru. Którą noc preferuję? Każdą!
Nie ma lekko ten, kto porwie się na fotografię uliczną nocą. Fotografia to przecież malowanie światłem, a skoro o zmroku światła brakuje, to tak naprawdę nie ma czego fotografować. Nic bardziej mylnego. Dla rozgarniętego operatora aparatu fotograficznego nawet nocą światła bywa wystarczająco dużo, aby stworzyć ciekawy obraz. Warunki takie co prawda bywają wredne, bowiem światło jest sztuczne, wściekle żółte (szczególnie to z ulicznych lamp sodowych) i relatywnie słabe, więc nie wybaczające pomyłek, a w dodatku nie występuje ono wszędzie. Skoro jednak nasz wzrok pozwala nam w takich warunkach całkiem normalnie funkcjonować, nie widzę powodu, aby nie można było w tych warunkach przynajmniej próbować fotografować.
Od razu zaznaczę, że nie chodzi tu o fotografię krajobrazową wykonywaną ze statywu, którą to przy odpowiednio długim czasie ekspozycji możemy wykonać praktycznie tylko w świetle gwiazd. Chodzi bardziej o fotografię reportażową (to duże uproszczenie, fotografia uliczna najczęściej nie stanowi reportażu, ale wykorzystuje te same techniki fotografowania). Jeśli chcemy zrobić zdjęcie czarnego kota przycupniętego na kupie węgla w ciemnej bramie, to spotka nas rozczarowanie – to się po prostu nie uda. Im mniej jest światła, tym większe ma ono znaczenie dla udanej fotografii, wobec czego powinniśmy poszukiwać go wszędzie, gdzie to tylko możliwe.
Większa część miasta jest dziś mocno skomercjalizowana, przez co z każdej niemal strony bije blask sklepowych witryn, szyldów, neonów. Są oczywiście latarnie, lampy podświetlające elewacje budynków, nawet światła przejeżdżających samochodów. Każde, nawet najmniejsze źródło światła może zostać wykorzystane i wcale nie musi ono wypełniać całego kadru. Wystarczy, że będzie tylko akcentem podkreślającym głęboki mrok, który może dominować na zdjęciu. Nigdzie nie jest napisane, że każdy detal skąpany w cieniu powinien być widoczny. Fotografia to perfidna sztuka manipulacji, mająca na celu uwydatnić to, co chcemy pokazać, ale i ukryć to, co chcielibyśmy, aby pozostało niewidoczne. A nic tak dobrze nie kryje niepożądanych śmieci w kadrze, jak mrok.
W zasadzie jedyne, co jest potrzebne do tego typu fotografii, to aparat z w miarę sprawnym autofocusem (wcale nie jest potrzebna topowy reporterski kloc, wystarczy w zasadzie niemal każdy z obecnie produkowanych aparatów – ewentualne niedostatki spokojnie uda się nadrobić odrobiną techniki i wykorzystania mózgu), dość wydajnymi wysokimi czułościami (matryce od formatu 4/3 wzwyż powinny być brane pod uwagę, tym większe, im mniejszy jest nasz próg tolerancji na szum) i możliwie jak najjaśniejszy obiektyw. Można bawić się również w świecenie lampą błyskową, aczkolwiek nie polecam tej metody. Według mnie za daleko ingeruje ona w zastaną rzeczywistość, daje nienaturalny efekt i przyciąga pięści oślepionych przez nią przypadkowych przechodniów. Dużo lepiej sprawdza się to za dnia, ale to temat na inną okazję.
Grzegorz
Przyznam, że nigdy nie próbowałem tego rodzaju fotografii – muszę spróbować. Bardzo wartościowe porady – na początek.