Rejestr wariatów

Boże, jak śmiesznie! Czas kampanii wyborczej dobiegł już końca – w samą porę, bo dłużej bym nie wytrzymał tego nadmiaru rozrywki, wszak nic nie bawi cynika bardziej, niż ludzka głupota. Rozstrzygnięcie wyborów każe jednak sądzić, że to jeszcze nie koniec. Wręcz przeciwnie, wydaje się zapowiedzią dalszych hektolitrów łez wylanych w zadumie nad kondycją intelektualną człowieka i nieustających spazm śmiechu, nawracających za każdym razem na wieść o tym, jak zwinnie „nowa” władza robi nas w bambuko. Wybrałem się więc na wycieczkę do opuszczonego szpitala psychiatrycznego, coby nabrać sił mentalnych na nadchodzące cztery lata. Nie dość, że mogłem w nim naocznie doświadczyć obrazu kraju w ruinie, o którym tyle słyszałem, to paradoksalnie odnalazłem w nim też ostoję spokoju i normalności, której wkrótce może nam bardzo brakować.

Kilka kilometrów na północ od Poznania znajduje się wioska Owińska, a w niej kompleks budynków zakonu cystersów, w którym w XIX wieku powstał pierwszy w Wielkopolsce zakład psychiatryczny. Z miejscem tym wiąże się ciekawa i tragiczna zarazem historia. Jakby mało było tego, że każdy szpital z definicji nie budzi we mnie pozytywnych skojarzeń, zważywszy na sytuację pacjentów, którzy musieli się w nim znaleźć, to w dziejach tego konkretnego miejsca wydarzyła się rzecz znacznie gorsza niż płukanie żołądka i zastrzyki w dupę. W czasie II wojny światowej, kiedy w szpitalu przebywało ponad tysiąc pacjentów, został on zajęty przez hitlerowców, którzy mieli nieco inny pomysł na zagospodarowanie tego miejsca. Dorośli pensjonariusze zakładu zostali rozstrzelani w lesie, zaś dzieci zagazowane w jednym z poznańskich fortów.

Na terenie szpitala powstała szkoła SS dla młodzieży i filia obozu koncentracyjnego Arbeitslager Treskau. Więźniów ulokowano w piwnicach budynku i wykorzystywano ich pracę do budowy wspomnianej szkoły oraz budynków gospodarczych. Po zakończeniu wojny losy dawnego szpitala zmieniały się w dalszym ciągu, począwszy od tego, że pełnił on funkcję poprawczaka, później ośrodka dla dzieci niewidomych, by ponad dwadzieścia lat temu zostać zlikwidowanym i kompletnie opuszczonym. Co ciekawe w Owińskach nadal funkcjonuje Specjalny Ośrodek Szkolno-Wychowawczy dla Dzieci Niewidomych, w którym znajduje się pierwszy w Europie park orientacji przestrzennej, przystosowujący niewidomych do samodzielnego poruszania się w przestrzeni miejskiej.

Cały teren szpitala objęty jest zakazem wstępu, o czym informują napisy na blisko dwumetrowym murze otaczającym całą posesję. Nie ma co liczyć na wyłom w ogrodzeniu, jest szczelne jak łódź podwodna. Co prawda w przynajmniej dwóch miejscach przylegają do niego budynki mieszkalne odgrodzone metalową siatką i tam w pierwszej kolejności próbowałem pokonać przeszkodę, jednak natychmiast po wejściu na podwórku wzbudziłem zainteresowanie niezbyt przyjaźnie nastawionej staruszki. Przeskoczyłem więc przez mur od strony wschodniej, z lenistwa upatrując sobie miejsce, w którym ubytek cegieł sprawił, że był on najniższy. Tutaj muszę zaznaczyć, że teren szpitala jest terenem prywatnym i wtargnięcie bez pozwolenia jest zabronione i podpada pod artykuł 193 Kodeksu Karnego. Nie zachęcam więc nikogo do łamania prawa. Jeśli chcesz tam zrobić zdjęcia najlepiej ustal to z właścicielem albo samemu oceń zgodnie z własnym sumieniem, jak daleko skłonny jesteś z pełną świadomością i odpowiedzialnością za swoje czyny przesunąć granicę pomiędzy obowiązującymi przepisami prawa a swobodą twórczości artystycznej.

Budynki szpitala otoczone są zdziczałym parkiem, stąpanie po którym wymaga dużej ostrożności. Bujna trawa i zarośla skrywają niezabezpieczone studzienki, skupiska gruzu i rdzewiejący złom. Odradzam wchodzenie tam nocą komukolwiek bez doświadczenia w eksploracji tego typu miejsc. Wejście do głównego budynku możliwe jest tylko przez otwory okienne w piwnicach, jednak przejścia na wyższe kondygnacje są zamurowane lub zabite deskami. Teren zakładu jest placem zabaw dla miejscowych dzieciaków, o czym świadczą porozrzucane tu i ówdzie zabawki i piłki. Ewidentnie urzęduje tam też jakiś cieć, bo do budynku poprowadzony jest kabel dostarczający prąd, a przy wejściu znalazłem narzędzia i miotłę do sprzątania, choć nie trafiłem na żadną żywą duszę. Jest też palenisko i pozostawiony przy nim chrust, tak więc przeskakiwanie przez mur jest w Owińskach chyba dość popularnym zajęciem.

A o co chodzi z tytułowym rejestrem wariatów? Nieważne, pomyliło mi się z listami wyborczymi.