Z szuflady

Dokładnie dziś obchodzimy rocznicę zakończenia emisji serialu „Złotopolscy” oraz kilka innych mniej istotnych wydarzeń z dziedziny historical fiction. Do końca roku pozostało 6 dni, co znaczy, że niewiele czasu zostało do zmiany kalendarza. Kończący się rok to też doskonała okazja do uporządkowania pewnych spraw, które przez długi czas odkładało się na później. Z drugiej strony każdy pretekst jest dobry, żeby odejść od świątecznego stołu jeszcze o własnych siłach. W związku z tym siadam do komputera i przekopuję się przez czeluści twardego dysku, poszukując zdjęć, które jeszcze nie doczekały się publikacji. Cholera, jest ich więcej, niż myślałem!



Zazwyczaj mam tak, że nie chwalę się światu nowym zdjęciem zaraz po jego zrobieniu. Zwykle kolekcjonuję wszystkie te obrazy przez kilka tygodni, uciekając od publikowania ich w galerii czy na blogu, czasem tylko zanudzając nimi wybranych znajomych. Przyczyną tego jest w głównej mierze trudna do zracjonalizowania niechęć do całej tej zakulisowej roboty, z jaką wiąże się prowadzenie strony. Niby nie jest to nic trudnego – kilka kliknięć i gotowe (o ile czegoś po drodze nie zepsuję, a zdarza się to niestety nagminnie). Moje zdjęcia powstają jednak w sposób przypadkowych w trakcie spontanicznych wypadów „na miasto”, a co za tym idzie rzadko kiedy łączy je jakiś wspólny motyw. Zamiast zamieszczać tutaj co popadnie, na pałę, wolę unikać wrażenia przypadkowości. A że pomysły czasem przychodzą mi z trudem, zdjęcia kiszą się we własnym sosie, zanim błyskotliwie odnajdę dla nich zastosowanie. Z większej ilości łatwiej coś wybrać (paradoksalnie zbyt duży wybór nie ułatwia wcale podjęcia decyzji, ale to temat na inną rozprawę) i połączyć w logiczną całość.



Bywa i tak, choć dużo rzadziej, że mam jakiś z góry wymyślony projekt, do którego materiał zbieram przez dłuższy czas. Słyszałem, że najlepsze reportaże powstają nawet latami, powoli i mozolnie, zdjęcie po zdjęciu. Trudno moje wypociny nazwać fotografią reportażową, a i pokłady cierpliwości i determinacji mam znacznie uboższe, niemniej jednak czasem jakiś pomysł musi dojrzeć i ukształtować się na przestrzeni kilku tygodni. W tym czasie poszukuję kadrów, które mógłbym wpasować w daną koncepcję, finalnie i tak mocno ją naciągając lub, niestety, porzucając. A zdjęcia leżą w wirtualnej szufladzie i czekają na swoją kolej. Pojedyncze z nich trafiają gdzieś na forum fotograficzne czy do galerii na 500px, ale cała reszta ginie w zapomnieniu i nigdy nie trafia na stronę. Z czasem odnalezienie tych zdjęć, skatalogowanie, uporządkowanie i przede wszystkim wykombinowanie, co sensownego można z nimi zrobić, bywa trudne i zniechęca do zajęcia się tą sprawą. A postępująca z wiekiem prokrastynacja wcale nie ułatwia tego zadania.



Przeżuwając pieroga i wpatrując się w plamę po barszczu na obrusie, wpadłem jednak na genialny pomysł. A mianowicie, że opublikuję te zdjęcia ot tak, bez żadnego pomysłu. Już tak kiedyś zrobiłem (i to chyba nie raz) i wcale nie bolało, więc czemu nie? Zamieszczam wobec tego przypadkowe kadry, uchwycone w tym roku przy bardzo różnych okazjach, czy to zamiarem zrealizowania jakiegoś fotograficznego projektu, czy powstałe zupełnie przypadkowo tylko z obsesyjnej potrzeby wciskania spustu migawki. Nie są to wszystkie zdjęcia, które obrastają cyfrowym kurzem na dysku – to tylko skromna ich część. Warto jednak uratować od zapomnienia (ależ jestem naiwny) choć kilka z nich. Na nadchodzący rok postanawiam zaś niczego nie postanawiać i nadal będę chomikował zdjęcia, zgodnie ze starym zwyczajem. Zgodnie z nową świecką tradycją pokażę je jednak w grudniu, daję słowo.