27
2014Żelazne zasady

Fotograficzne rzemiosło to trudna sztuka. Ewentualnie sztuka fotografowania to trudne rzemiosło. Oba te twierdzenia są o tyleż prawdziwe, co fałszywe. Z całą pewnością w samej czynności nazywanej fotografowaniem nie ma nic trudnego, a przynajmniej nic trudniejszego od mycia zębów – każdy przecież to robi. No dobra, nie każdy… Niemniej jednak każdy może to robić przy minimalnym udziale chęci, a czasem nawet wbrew chęciom, ale w wyuczonym odruchu. Prawdziwe z kolei jest to, że teoria fotografii zawiera przynajmniej kilka dość trudnych do zrozumienia twierdzeń, które przysparzają problemów nawet tym, co na praktyce fotograficznej zjedli zęby (oni są zwolnieni z mycia). Właściwie tych twierdzeń jest cała masa – żelaznych reguł, których należy się trzymać, by zrobić zdjęcie życia. Większość z nich to niestety pospolite farmazony.
Bombardowanie bzdurami rozpoczyna się de facto jeszcze zanim rozpoczyna się fotografowanie, bo nie da się przecież fotografować bez aparatu. Trzeba go najpierw kupić, co otwiera szerokie pole do popisu wszelkiej maści „doradcom”. Oni doskonale wiedzą, jakich zasad należy się trzymać, aby dokonać jedynie słusznego wyboru. Matryca oczywiście jak największa, najlepiej „pełna klatka” (zwana niegdyś małym obrazkiem właśnie stąd, że ten format daleki jest od pełnego…) – ta plastyczność, ta dynamiczność, ta detaliczność, ta mistyczność… A jaka obiektywiczność? Znaczy… jaki obiektyw? To proste: duży, czarny (czasem biały, jeśli zdecydujesz na przynależność do pewnej sekty) i drogi. Musi być doskonały optycznie, o znikomej dystorsji, aberracji chromatycznej i sferycznej, z perfekcyjnie skorygowanym winietowaniem, komą i astygmatyzmem. Sprzedawca musi cię znienawidzić, kiedy będziesz przeprowadzał kilkugodzinny test sklepowy, przebierając we wszystkich sztukach dostępnych akurat na zapleczu, by wybrać ten jeden idealny egzemplarz. A gdy już wybierzesz…
…możesz zaczynać! Tylko pamiętaj, nigdy nie fotografuj pod słońce. Zdjęcia wtedy wyjdą niedoświetlone, ponieważ będą prześwietlone. Hmm… Generalnie wszystko sprowadza się do tego, że po prostu będą pozbawione kontrastu, gdyż kontrast jest zbyt duży. Hmm… Jeśli już się uprzesz, to chociaż użyj lampy i doświetl pierwszy plan, ponieważ jest za dużo światła. Hmm… W zasadzie między godziną 6 rano a 7 wieczorem zostawiaj aparat w domu, bo zdjęć z tego żadnych nie będzie. Tylko o wschodzie i zachodzie słońca jest światło godne uwiecznienie go na karcie pamięci, tak zwana złota godzina i błękitna godzina. Od biedy możesz fotografować nocą, ale wówczas nigdy nie zdejmuj aparatu ze statywu. Unikniesz wtedy zaszumionych zdjęć, które są złe z definicji (szum jest grzechem, a Pan dał nam wykresy na Optycznych nie po to, byśmy bałwochwalili ciapki i ziarnistość). Gdyby zachciało ci się fotografować ludzi, nigdy nie rób tego obiektywem szerokokątnym, chyba że chcesz ich upodobnić do Quasimodo. Odsuń się co najmniej na 50 metrów, aby przypadkiem nie uwypuklić nosa zbyt bliską perspektywą. Jeśli trafi ci się do sfotografowania ktoś, kto nawet z daleka ma duży nos, wykorzystaj odległość i po prostu ucieknij.
Puentując, „mądrości doradców” sugeruję zebrać do kupy i rozbić o kant dupy. Tytułowe żelazne zasady to fotograficzny eco-driving dla panów w kapeluszach. Jeśli chcesz mieć z fotografii jakąkolwiek frajdę, zabaw się w rajdowca. Zjaraj gumy, spal sprzęgło, zalicz dachowanie… Czyli fotografuj w samo południe, prosto pod słońce, kieszonkowym aparatem z małą matrycą (a najlepiej smartfonem), podejdź do ludzi jeszcze bliżej. Zamieszczone tu zdjęcia może nie do końca obrazują o co chodzi, ale przynajmniej dwie reguły udało mi się na nich złamać. No i przy okazji już nie muszę się zastanawiać, jaki błyskotliwy tekst wymyślić, aby wrzucić te zdjęcia na bloga. Bo tekst jakiś ponoć być musi, taka jest żelazna reguła blogowania.
Serafion
Problem z wspomnianymi przez ciebie zasadami jest taki, że w gruncie rzeczy są sprzeczne. Co jeden poradnik to pierprzenie, przykładowo portret tylko na długiej ogniskowej, to już totografia uliczna portretująca życie ulicy musi, MUSI być na szerokim kącie bo inaczej poprostu nie da rady, bo to nie będzie wtedy zaszufladkowane.
Zastanawianie się nad sprzętem, nad tym ogranicza fotografa ale co on sądzi, że go ogranicza jest w gruncie rzeczy zabawą maluczkich, uwikłanych w konsumpcyjny gówniany świat. Bo inaczej się tego nie da nazwać. Począwszy właśnie od wyboru aparatu na który nie patrzy się użytkowo tylko modnie mówiąc lifestyle’owo. Nie ten tylko tamten bo aparat to pewna idea. Aparat zasadniczo robi zdjęcia i nie niesie ani jednej idei, choćby był najpiękniej zareklamowany.
W ogóle samo zastanawiania się i rozpasanie nad „łamię reguły” wydaje mi się gigantycznie wtórne. Co to za reguły, jeżeli one tylko prowadzą do robienia sztampy. „poradnik zdjęć krajobrazowych”, „poradnik fotografii kreatywnej”, „poradnik zdjęć ślubnych” – super wszyscy róbmy jak nam autor przykazał i szukajmy tego samego.
Wszelkie reguły wymyślono jedynie po to, by teoretycznie wspomóc mniej oświeconych, jak nie robić (teoretycznie) złych zdjęć. Zrobiono je by zabić myślenie i wrażliwość.
Nie ma reguł, są tylko zdjęcia.
epicure
Masz całkowitą rację, wszystkie te obowiązujące zasady to bezpieczne recepty dla tych, którzy nie mają swoich własnych pomysłów. Trudno je mieć, jeśli dopiero stawia się pierwsze kroki w fotografii. Dlatego właśnie mogą one stanowić dobrą bazą dla początkujących. Z czasem jednak łamanie ich jest nie tylko dopuszczalne, ale wręcz wskazane.
Hm
Jak dla mnie, zarówno ścisłe przestrzeganie „żelaznych reguł”, jak i ostentacyjne ich łamanie jednakowo świadczą o braku pomysłu na swoje fotograficzne „ja”. Bo ci, którzy reguł ściśle przestrzegają, sami ograniczają się do bezpiecznego grajdołka, w którym są miliony innych, „grzecznych” fotografujących. Natomiast łamanie reguł tylko po to, by je złamać to – wg mnie – machanie transparentem z napisem: „O, patrzcie na mnie, mam w nosie reguły, jestem ahtystą!” 😉 Z tym drugim to może lekka przesada, ale nie raz i nie dwa spotyka się fatalnie zrobione zdjęcia, koślawe, niedoświetlone, z beznadziejnym balansem bieli i bez pomysłu, ale autor do upadłego broni swoich „dzieł” argumentami o niezrozumieniu jego, ehm, sztuki i łamaniem kanonów… Można się tym zachwycać, ale jak dla mnie zdjęcie ma mieć przede wszystkim treść, a nie pokazywać, że autor wie, jak złamać regułę trójpodziału.
A w niektórych dziedzinach fotografii łamanie reguł po prostu świadczy o brakach warsztatowych i wiedzy 🙂 Bo o ile traktuje się fotografię jako hobby i ciekawe zajęcie, to w fotografii komercyjnej dostarczenie wydawnictwu architektonicznemu „walących się” budynków czy magazynowi mody nieostrych zdjęć modelki zrobionych „fiszem” pod słońce to raczej zawodowe samobójstwo, a nie manifestacja twórczej wolności… 😉
epicure
Modowe zdjęcie zrobione fisheyem pod słońce, proszę bardzo. I zdjęcia walących się budynków w czasopiśmie architektonicznym, o tutaj. Normalnie autorzy tych zdjęć powinni popełnić sepuku!
Nie każde zdjęcie nadaje się do publikacji, niezależnie od tego, czy zostało wykonane zgodnie z kanonem, czy mu na przekór. Fotografia jest procesem odpadotwórczym, tak jak produkcja mebli. Mimo to chcąc kupić krzesło nie dostaję w sklepie worka wiórów. Błędem tych, którym przy okazji łamania fotograficznych zasad wyszedł jakiś gniot, wcale nie jest to, że go popełnili, tylko że go nie skasowali…
Hm
Wiedziałem, że od razu wkleisz przykłady, o których napisałem w ostatnim akapicie. Ja nie twierdzę, że ich się nie da zrobić ani że nikt ich nie zrobił (a co lepsze, za nie zapłacił).
Mnie chodzi o coś innego – reguły są niezbędne w każdym zawodzie. Zaczynając zgłębiać jakąś dziedzinę wiedzy czy sztuki, dobrze jest się zapoznać z rządzącymi nimi prawami. Malarz poznaje historię sztuki, kompozycji, dowiaduje się, co i po co się robi lub robiło. Uczy się napinać płótno, mieszać farby, rozpoznawać dobre światło. Dopiero mając warsztat można myśleć o tym, by reguły łamać. Dopiero ZNAJĄC reguły można je łamać. W innym przypadku jest to tylko wyraz dyletanctwa i własnej ignorancji.
Reguły to nie są „bezpieczne recepty”. To wnioski, które zostały stworzone na przestrzeni czasu, by uprościć dochodzenie do własnych rozwiązań. To opis kanonu, ogólnie przyjętego przez twórców i odbiorców. To opis tego, jak i co „powinno się” robić, co oczywiście nie jest równoznaczne z twardą koniecznością.
Zwróć też uwagę, że nie każdy traktuje fotografię twórczo, próbując przez nią wyrazić siebie i swoje postrzeganie świata. Większość (zaryzykuję stwierdzenie, że zdecydowana) osób robiących zdjęcia po prostu dokumentuje życie, ubarwiając swoje fotki dostępnymi efektami z Instagrama lub innej aplikacji, żeby owe fotki były „cool” i „sweet”. I to ludziom wystarcza. Oni nawet nie czytają o regułach. Dopiero gdy ktoś obejrzy ileś set zdjęć, zaczyna się w fotografii powoli orientować i zadawać sobie pytania, JAK można zrobić takie czy inne zdjęcie. Zaczyna więc szukać i znajduje pierwsze wskazówki: trójpodział, prosty horyzont, statyw itp. itd.
Zauważ także, że to w necie można spotkać tylko te najbardziej powierzchowne, skrócone reguły, które mówią tylko: rób tak i tak, żeby fotka była super. Podobnie rzecz się ma z papierowymi poradnikami w rodzaju „Fotografia w 24h” i wszędzie tam, gdzie trzeba szybko podać nośną treść, którą pędzący ludzie będą zdolni objąć jednym rzutem oka.
Porządne książki wyjaśniają, skąd trójpodział, czym się różni od podziału złotego, jaki jest związek fotografii z malarstwem czy rzeźbą, po co należy stosować statyw i dlaczego walące się budynki na fotografi świadczą w 90% o lenistwie i niewiedzy fotografa. Jeśli fotografia ma być czytelna, powinna być w mniejszym lub większym stopniu zgodna z regułami.
Zgoda, że do zrobienia dobrego zdjecia autor nie musi wiedzieć, że ukośne linie wprowadzają dynamikę do obrazu, a motyw umieszczony centralnie daje poczucie stabilności i równowagi (jednocześnie będąc zazwyczaj trochę nudnym). Że takie, a nie inne kombinacje kolorów czy kształtów mają taki, a nie inny wpływ na odbiorcę. Ale fotografowanie w ten sposób przypomina liczenie na ślepy traf – znajomość zaś powyższych reguł pomaga budować obraz o odpowiedniej wymowie.
Zgoda, że wiekszość sieciowych poradników pasuje do opisanej przez Ciebie sytuacji – zawierają stek ogólnikowych reguł, zebranych z innych stron, przedstawionych bezrefleksyjnie i na dodatek opatrzonych klauzulą, że konicznie trzeba stosować WSZYSTKIE naraz, a jeśli ktoś tego nie robi, się ośmiesza. Jednak potępiając w ogóle reguły, trochę dołączasz do podobnego grona, tyle że z drugiej strony. Krzyczysz – reguły są dla idiotów, trzeba koniecznie je łamać, a dopiero dostaniesz super zdjęcia. Tyle, że to też nieprawda – ani ścisłe się trzymanie reguł, ani ich ścisłe unikanie nie doprowadzą do powstania rewelacyjnych fotografii. To świadomy wybór fotografa może taką rzecz sprawić. Ale żeby coś odrzucić, trzeba to w ogóle poznać 😉
epicure
Nie trzeba być muzykiem z wykształcenia, aby dobrze grać. Historia pokazuje, że wielu wybitnych muzyków nie potrafiło nawet czytać z nut. To samo można odnieść do fotografii. Zasady potrzebne są tam, gdzie od ich przestrzegania zależy bezpieczeństwo. Wszędzie indziej należałoby je zaleczyć do kategorii dowolnej – jak chcesz, to się nimi kieruj, a jeśli masz odwagę, to je łam. Jedyne, co ci grozi, to wykonanie kiepskiego zdjęcia, czyli konsekwencje są dokładnie takie same, jakbyś się kierował powszechnymi regułami. Nie ufaj niczemu tylko dlatego, że ktoś to powiedział i wielu ludzi to powtarza, tylko sprawdź to samemu. Traktuj z dystansem wyroki ekspertów i skostniałe konwenanse, eksperymentuj. Jeśli jesteś dyletantem, znajdujesz się w niezwykle komfortowej sytuacji – skoro robisz coś, na czym się nie znasz, wszystko co robisz jest eksperymentem. Udanej zabawy!
Nie jestem przeciwny zasadom, tylko zdaję sobie po prostu sprawę, czym one są. To tylko szablony, od których możemy odrysować powtarzalne wzory. Stosuję je bardzo często, bo większość sytuacji nic innego nie wymaga. Ale nie trzymam się ich kurczowa, gdy intuicja podpowiada mi, że powinienem iść pod prąd.